Król zamieszania

 

Tak żartobliwie mówimy o Teo w domu.

Łatwiej nam się rozmawia z czterolatką jak dajemy więcej swobody i uśmiechu.

Pojawił się, namieszał nam wszystkim i „odleciał”- tak mówi Hela.

Moglibyśmy się skupić na 2 dniach majowych i w nie włożyć całą naszą energię, ale ni jak się one mają do całych 10 miesięcy wspólnych. Teo dał nam niesamowitą lekcję radości. Przez 10 miesięcy uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Chcę się skupić na tym, ile dobrego wniósł w życie całej naszej rodziny. O tych chwilach pamiętać i te przywoływać najczęściej.

Ogrom szczęścia i beztroski. Te uśmiechy i rechoty. Apetyt na życie i wszystko, co podaliśmy na stół. Każdy smak go ciekawił. Wszystkiego chciał próbować, dotykać. Możliwość patrzenia na Teo przy jedzeniu to była czysta przyjemność. Obserwowanie jego gestów, ciała, dawało nam tyle radości i wzajemnej satysfakcji. Ten codzienny błysk w oku i motywacja do działania.

Jestem bardzo wdzięczna za jego dar życia.

Za to, jaki był, do jakich decyzji nas zbliżył, czego próbował nauczyć, co pokazać.

Każdy dzień rozpoczynał od uśmiechu i nawoływania nas. W ostatnich tygodniach zaczynał nawet pokrzykiwać „mamamama”. Ta radość, kiedy Hela wchodziła go obudzić z jego ulubiona zabawką. Ona to robiła chętnie a on totalnie nie wiedział, że za chwilę będzie dzielił łóżko ze starszą siostrą. Ona na leżąco a on na stojąco w łóżeczku nawoływali, „mama, choć, zobacz”. A później razem wędrowali na parapet w pokoju, bo Teo uwielbiał po spaniu patrzeć przez okno albo przeszukiwać szafki w kuchni. Buszowanie w pokoju siostry i gryzienie lalek też było. Siedział na rękach pokazywał, co chce widzieć, co zwiedzić, gdzie zajrzeć, gdzie iść. Z Danielem baraszkował w salonie. Jak już zaczął pełzać a później czworakować upodobał sobie miejsca, gdzie Daniel odstawiał laptopa i pomimo ustawiania barykad zawsze trafiał tam, gdzie chciał (patrz klawiatura wydająca dźwiękiJ).

10 maja zaczął na dobre raczkować po całym domu a 17 maja, w czwartek, pokazał pierwszy raz jak przesuwa krzesło Heli na stojąco i odważył się na pierwsze samodzielne kroki.

Jak chyba większość dzieci Teosia też fascynowała pralka – zawsze rano zaglądał do łazienki. Pełzał, wychylał się zza drzwi i patrzył a jak widział, że zbliżamy się to zaczynał uciekać. Przychodził się przytulać, kładł główkę na kolanach, żeby go głaskać, tulić, miziać i całować. Przychodził pod drzwi pokoju, w którym pracowałam słyszał głos i wołał mnie swoim językiem.

Te jego poszukujące, spokojne oczka i miękkie usteczka. Jędrne i sprężyste ciałko, które, kiedy było w ramionach podskakiwało w gotowości do zabawy. Takie zwarte ciałko, żyłki, ścięgna wszystko takie plastyczne. I dwa paluszki w buzi jak wychodziliśmy z łazienki i szliśmy spać. Sama przyjemność nucenia mu do uszka.

Majówkę spędziliśmy wszyscy razem, rodzinnie w jednym domku, bo na co dzień daleko mieszkamy od naszych bliskich. Pierwsza tak długa wycieczka, zgrywanie się całej rodziny, bo każdy na innym etapie i z innymi potrzebami. Mimo wszystko spędziliśmy ze sobą czas na spacerach i wspólnych zabawach na trawie. Na tarasie w Bieszczadach bawił się kubkiem z wodą i postanowiliśmy ruszyć z nauką samodzielnego picia zaraz po powrocie. Taką frajdę miał z zabawy wodą.

Przeżyliśmy wspólnie pierwsze każde święta a filmy z okresu świątecznego będą najlepszą pamiątką.  Nasze wspólne rodzinne spotkanie w sobotę 19 maja na komunii u kuzynki gdzie poznał tyle nowych twarzy i zabaw. Jego raczkowanie po placu zabaw. Jak dobrze, że wiosna była taka pogodna. Hela zdążyła go pozwozić ze zjeżdżalni. A spacer z trąbka w buzi do przedszkola po Helę i wspólna przygoda ze zgubionymi kluczami od domu z 17 maja (czwartek) to byyyyło przeżycie. Zmęczenie, moja frustracja, bo kto daje dziecku klucze od domu do zabawy;-) i wewnętrzny spokój, że przecież mam takie mądre dzieci to i z pewnością klucze są w dobrych rękach 😉 (były w sklepie, w którym kupowaliśmy orzeszki).

Po całej przygodzie poszliśmy na wspólne lody. Hela nas namówiła i dzięki jej za to bo to było nasze ostatnie wspólne wyjście we trójkę.

To wszystko zostaje w mojej pamięci i sercu.

Praktykowanie wdzięczności pozwala mi bardziej dostrzegać to ile dobrego dzieje się w ciągu dnia u nas. Mówienie na głos tych dobrych rzeczy ułatwia mi koncentrację na tym, co ważne dla mnie. A przy okazji Hela słyszy jak ważni dla siebie jesteśmy, jak dużo dobrych rzeczy dzieje się u nas, nawet tych prostych, prozaicznych. Ja je widzę. Mówię o nich, bo ważne są dla mnie ogromnie.

Hela też potrafi znaleźć coś dobrego w mijającym dniu. Na tym mi zależy – żeby widziała więcej dobrego.