Plan był inny

Lubię jasne sytuacje, bez niedomówień.
Długo się zbierałam do tej wiadomości.

Wokół nas są obecni rodzice i dzieci z różnych miejsc. Z rożnych placówek, szkół, miast i województw.
To co się u nas wydarzyło w ostatnim czasie, z pewnością odbije się na naszej przyszłości.
Jak?

Sami tego jeszcze nie wiemy.
Ale chcę, żebyście byli, w miarę możliwości na „bieżąco”.
Niewiedza czasami powoduje rysę na zaufaniu a czasami je mocno nadwyręża. My tego nie chcemy.
Doceniamy Wasze zaufanie.

Teo miał z nami jechać na wakacyjne „Kroki ku samodzielności” i tam tak jak inne dzieci świętować swoje urodziny. Pierwsze.
Wyjazdy, które organizujemy zawsze były i są dla nas rodzinnym wydarzeniem.Jak jesteście z nami troszkę dłużej to pewnie widzicie sami jak jest. Taki też klimat staramy się tworzyć na nich. Hela była z nami jak miała 8 miesięcy. Miała swój plan dnia i spotykaliśmy się z grupa jedynie na posiłkach. Mieliśmy to już przećwiczone, więc sprawa była prosta.  Tak miało być i tym razem.

Co słychać u nas?

W poczekalni oiomu część Waszych historii mieliśmy ze sobą. Mówiliśmy nawet do siebie z Danielem „pamiętasz historię Alberta, zobacz dali sobie radę, my też damy, Teo da”, „Marcin też dał sobie radę mimo tego, że ważył niczym pół torebki cukru, zawalczył i dzisiaj żyje”.
Byliśmy pogodzeni wewnętrznie z każdą sytuacją utraty zdrowia.
Przez lata Was poznaliśmy i Wasze sytuacje. Wasze, czasami trudne poporodowe początki też. Brak wiary lekarzy i „szczęśliwe zakończenia” (zdaję sobie sprawę, że dla każdego z nas znaczenie tych słów może być zupełnie inne) po latach ciężkiej pracy i rehabilitacji.

Sama wewnętrznie zgodziłam się na przeszczep wątroby, o którym wspomniał lekarz.
Na dializowanie nerek też.
Całkowicie zaakceptowałam uszkodzenie mózgu, o które było podejrzenie. Mówiłam sobie, „damy radę”. „Jesteśmy silni i wiemy, co robimy, z kim pracujemy i ile wysiłku potrzeba jest włożyć w codzienność”.

Zapewniałam neurologa, że podołamy z mężem wyzwaniu, bo oboje mamy kontakt z różnymi dziećmi. Nic nie było problemem.
Udźwignęlibyśmy chyba wszystko.

[*]

W innej chwili w szpitalu, w tej samej poczekalni oiomu wydawało mi się, że im więcej ludzi dowie się o tym, jaka tragedia się u nas wydarzyło to w jakikolwiek sposób życie naszego Teosia zostanie zwrócone. Jedyne co mi przyszło do głowy wtedy, to krzyczeć światu.

Dzisiaj wiem, że to i tak nic nie zmienia.

Każdy dzień to wyzwanie.

Zrozumienia dla takiej straty też.
Tak. Czas leczy rany a brutalna rzeczywistość płynie dalej. Trudno mi to pojąć jako mamie ale to specyfika tego czasu, w którym jestem teraz.

Daniel nadaje ton.
Postanowił zrealizować każde wydarzenie, które zaplanowaliśmy na czerwiec i wakacje. Ja staram się nie przeszkadzać. Ustalać „plan sukcesu” na jeden dzień. Na pół dnia albo tylko na jego początek.
Jesteśmy pod opieką terapeuty, bo to wszystko, z czym się mierzymy jest ciosem prosto w nasze serca.
Długo czekaliśmy na synka/braciszka (zanim dowiedzieliśmy się o ciąży pół przedszkola już wiedziało, że Hela będzie miała braciszka).
Potrzebujemy żyć dalej.
Jest Hela.

Dzieci uczą nas tak dużo -my od dzieci uczymy się tak dużo.
Jak przyszedł do klasy Marek kończyłam szkolenie, które wiedziałam, że będzie pomocne przy prowadzeniu go w szkole.
Żeby zrozumieć zachowania całej grupy był inny kurs.
Kiedy pojawiła się u nas Hela, rozwinęliśmy się o dodatkowe szkolenia i kompetencje.
Przy Teo wprowadziliśmy w praktykę całą wiedzę i doskonaliliśmy naszą organizację. Wprowadziliśmy mocny nacisk na zgranie naszego rodzinnego zespołu i ustalenie punktów wspólnych. Wartości, którymi chcemy żyć i prowadzić w ich zgodzie dzieci. Wyrzekliśmy się pracy do późnych godzin wieczornych z innymi dziećmi na sali SI, bo te nasze nas potrzebowały do czytania książeczki, do pójścia na spacer, do poleżenia razem na hamaku.

Zmieniliśmy dotychczasowy nasz styl, po to żeby żyć tym czego uczymy i przekazujemy innym.

Całą energię włożyliśmy w spójność naszych działań.

Pełni wdzięczności za 10 miesięcy wspólnego, codziennego bycia razem we czwórkę. Za każdą decyzję, którą podjęliśmy w tym czasie. Za mocne postawienie na rodzinę i jej rozwój, za rezygnacje z pracy dodatkowej żeby być z dziećmi więcej, w lepszej, jakości. Wstrzymaliśmy rozwój firmy, bo chcieliśmy z większą uważnością skupić się na rodzinie i zdrowiu. Na budowaniu w dzieciach dobrych wzorców. Na budowanie w sobie dobrych wzorców, zrelaksowanego, zadbanego rodzica. Wszystko po to by mieć siłę i energię na codzienne bolączki, powtarzającą się rutynę i wyzwania w pracy. Na więcej dobrych słów, pozytywne myślenie i humor.
Na tamten czas dokonywaliśmy wyborów najlepszych dla nas.

Podzieliliśmy się urlopem rodzicielskim, aby każde z nas mogło doświadczyć, czym taki urlop jest.

Ogromna wartość dla związku i dzieci.

Dzisiaj z perspektywy czasu to były dla nas tak niewyobrażalnie znaczące tygodnie

 

Teraz poza uczuciem pustki w domu i przepracowywaniem tematu żałoby u siebie i Heli szukamy większego sensu tego doświadczenia.
Przed nami jeszcze oczekiwania na wyniki i badania.

Każde wydarzenie przygotowujemy z ogromna starannością

Tak jak zawsze.
Tak jest i tym razem.
Gdybyśmy coś nie dociągnęli, opóźniali się z informacją – wybaczcie. Nie mamy złych intencji.

Jesteście dla nas ważni

Ogromnie dziękuję. Za to, że jesteście. Za każdą wiadomość, słowo, myśl, zrozumienie.

Jestem na etapie żałoby.

Pewnie Ty masz tą fazę już za sobą.

Nigdy nie spodziewałam się, że będę w tym miejscu.

Jestem w miejscu, w którym Ty już kiedyś byłaś. Pamiętasz ten czas? Swoje początki?

Poród i przyjście dziecka na świat. Pewnie jak temu wydarzeniu towarzyszył strach o zdrowie Twoje lub dziecka to lęk był po stokroć większy.

Kiedy dowiedziałaś się, że Twoje dziecko nie rozwija się jak typowy noworodek, niemowlak, dziecko? Jeśli na początku i była to Twoja pierwsza ciąża kłaniam Ci się w pas, bo pamiętam swoje początki. Ale każda ciąża i pojawienie się w domu dziecka to moment bardzo wymagający dla wszystkich.

Przez ostatnie ponad 2 lata pracowałam w większości z rodzicami dzieci zdrowych. Z rodzicami niemowlaków lub dzieci troszkę starszych (do 3 roku życia). Widziałam jak dla każdej z nas początki rodzicielstwa są trudne, wymagające i niezrozumiałe. Niosą ze sobą duży bagaż napięcia. Czasami tak duży, że stajemy „zamrożeni w stresie” (do nie dawna nawet nie wiedziałam, że taki stan fizyczny istnieje).

Doświadczam go właśnie.

A Ty gdzie teraz jesteś? Uporałaś się z żałobą? Znalazłaś sposób na swój stres? Nadmiar napięcia, który paraliżuje ciało i spina każdy mięsień, co z nim robisz? To napięcie powoduje, że zamiast odczuwać mięśnie czuję totalny brak sił, bo mam stwardniałe przedramiona i ramiona, łydki, pośladki, kark czy kręgosłup.

Ja wiem, co mi pozwala się pozbyć tego napięcia. Potrzebuję tylko wykonać kilka prostych oddechów i wrócić do tego, co już wcześniej ze mną było. Ale to wszystko jest dla mnie procesem. Bardzo powolnym.

Czas żałoby – z nim się trzeba skonfrontować.

Ja z wizją tego, że nie ma i nie będzie ze mną już Teosia. Nie zobaczę jak chodzi ani jak sam zjeżdża ze zjeżdżalni. Nie zobaczę go na przedstawieniu w przedszkolu. Nie powie mi wierszyka i nie zaśpiewa piosenki. Nie zje ze mną żadnego śniadania. Nie rozbawi mnie swoim rechotem. Nie będę mogła go przytulić i ukołysać do snu. Nie wyjadę na wakacje i nie spędzimy już razem wspólnie świąt. Nie ubiorę go w dresy, które czekają w szafie ani nie pójdziemy na spacer. Nie wesprę go w nauce samodzielnego ubierania czy mycia a towarzyszenie i wspieranie w tych chwilach ogromnie cieszy moje oczy. Nie będziemy zwiedzać rabat i wąchać kwiatków ani też nie posiedzimy razem na kocyku. Nie poczytam mu książeczki przed snem. Nie zrobimy razem kotletów z buraka i nie zobaczę jak wymaże sobie nimi całą twarz. Nie pomoże mi ubierać choinki ani obierać jajek święconych przy stole wielkanocnym.  Nie przytuli się do mnie i nie poczuję jego ciepłego ciałka ani bijącego serduszka. Nie wyjdzie ze mną po siostrę na spacer i w drodze powrotnej będzie głośno dopominał się o wyjęcie z wózeczka na ręce. Nie zobaczę też jak idzie do przedszkola, szkoły ani nie wesprę go w wyborze swojej ścieżki życiowej, kiedy będzie już dużo starszy…

Ta lista mogłaby nie mieć końca.

A Ty?

Z czym się mierzyłaś w swoim czasie żałoby?

Z wizją tego, że nie masz „normalnego dziecka”? Normalnego, czyli zdrowego, sprawnego, prawidłowo rozwijającego się? Czy z tym, że Twoje dziecko będzie uczyło się wolniej? Że pójdzie do innej szkoły? Że dzieci na ulicy będą mu się bardziej przyglądały a może nawet drwiły? Że jesteś niekompetentną mamą i nie wiesz jak się zająć swoim dzieckiem? Że nie wiesz jak to w ogóle możliwe, że Twoje dziecko urodziło się właśnie takie?  Że pani w sklepie nie raz będzie oburzona lub nadmiernie pobłażająca? Że Twoje dziecko jest jednym z niewielu inaczej zachowujących się dzieci w okolicy? Że każde Wasze wyjście do lekarza jest wyprawą okraszoną płaczem, nerwami, krzykiem dziecka? Że najmniejsza zmiana w planie dnia powoduje frustrację Twojego dziecka i napad autoagresji? Że Twoje dziecko leży i nieporuszone się nie rusza, niezagadane nie odpowiada? Że nie chętnie się Twoje dziecko przytula? Że poznawanie nowych ludzi to dla niego ogromny wysiłek? Że znajomi lub rodzina odsunął się od Ciebie?

Każda z nas jest inna. Ja nie wiem, co bym zrobiła na twoim miejscu. Kiedyś wydawało mi się, że wiem, ale życie zweryfikowało moje wyobrażenia.

Nigdy nie byłam tam gdzie Ty.

Nie znam całego Twojego obrazu.

Nie znam całej Twojej historii.

Nie wiem, z jakiego punktu startowałaś w pracy ze swoim dzieckiem.

A Ty nie znasz mojej całej historii.

Próbuję wydostać się z tych traumatycznych przeżyć i specjaliści twierdzą, że jeśli przestanę wspominać negatywne zdarzenia, zacznę odzyskiwać energię, zwiększę swoją samoocenę, powrócę do kreatywności i otworzę się na przyszłość.

A życie ni jak się ma do ich najnowszych odkryć.

ZUS, przychodnia, poradnia nr 1, nr2, lekarz, US, rodzina, znajomi, sąsiedzi, koleżanki, pani ze sklepu obok…każdy pyta, martwi się, jest ciekawy. A ja i bez opowiadania innym mam setki razy dziennie wyświetlany przez mój mózg, klatka po klatce film z majowych dwóch dni.

To u mnie.

A u Ciebie?

Opowiadałaś każdemu. Rodzinie, ciotkom, rodzeństwu, lekarzowi , pediatrze, neurologowi, psychologowi, pedagogowi nr 1,2, 3, 4, logopedzie nr 1, 2, 3…, terapeucie SI, fizjoterapeucie, rehabilitantowi… co się wydarzyło. Jak to wszystko wyglądało od samego początku. Dlaczego twoje dziecko „tak” wygląda, „tak” się zachowuje, „ takie” dźwięki wydaje, „takie” jest, „to” robi a „tamtego” jeszcze nie robi i jest to związane z „tym lub tamtym”.

Wiem. Byłam jedną z tych osób z kolejki.

 

To jest jak odtwarzanie non stop tego samego filmu i grzebanie się w przeszłości, na którą nie mamy już wpływu.

 

Zastanawiałam się, co zrobić, żeby nie opowiadać wspomnień, których nie chcę przechowywać i jednocześnie zadbać o siebie i komfort rodziny z przebywania wspólnego. Spisałam najważniejsze informacje na kartce i podaje je osobom, z którymi potrzebuję mieć kontakt.

„W maju 2018, w wieku 10 miesięcy, po jednodniowej chorobie, (wymioty i odwodnienie) zmarł mój zdrowy synek.

Trwają badania, żeby ustalić przyczynę jego śmierci.

Lekarze podejrzewają rzadką chorobę genetyczną o bardzo szybkim przebiegu.

Byłam w trakcie karmienia piersią i rozszerzania jego diety.

Mam jeszcze tylko Helę i boję się o jej życie.

 

Jestem w procesie terapii, po traumie.

Każdorazowe powtarzanie tej historii nie pozwala mi skupić się na obecnym życiu”.

 

W ten sposób chce ominąć to, co mi nie służy z jednoczesnym szacunkiem do drugiego człowieka, jego pracy czy zwykłej troski o mnie.

 

Przeszłaś terapię?

Uporządkowałaś przeszłość? Swoje przekonania?

Terapeuci mówią, że przepracowanie żałoby pozwala nie zatrzymać się w niej na lata a pozwala mądrzej przejść przez ten trudny czas i szybciej dojść do etapu akceptacji.

 

Żałoba rządzi się swoimi prawami.

Musimy ją przejść.

Ja i Ty.

W swoim tempie.

Rodzice dzieci z niepełnosprawnościami przechodzą żałobę, w której żegnają się niejako z wizją zdrowego dziecka. Wszystko po to żeby dojść do etapu akceptacji.

Przede mną też ta ścieżka. Idę w tym samym kierunku.

I chociaż bym się zarzekała, że mnie nie dotyczy temat żałoby, że ile czasu można, że wszyscy mi ją tylko wmawiają. To życie pokazuje stan sinusoidy.

A fakty są takie, że średnio, co drugi dzień stoję nad grobem synka.

A kiedy nie stoję próbuję się pozbyć stresu i naładować energią.

A Ty?

Pozbyłaś się stresu? Zredukowałaś go?

Napięcia są jak cegiełki -odkładają się w Tobie i we mnie. W każdej najmniejszej komórce naszego ciała. Bez zredukowania go trudno będzie pójść do przodu ze zdrowym ciałem i umysłem.

Na którym etapie żałoby jesteś?

  1. Faza szoku- uświadomienie sobie wagi problemu
  2. Faza kryzysu emocjonalnego
  3. Faza pozornego przystosowania się do sytuacji- próby wykrycia przyczyn
  4. Faza konstruktywnego przystosowania się- szukanie pomocy
  5. Akceptacja wszystkich warunków- świadomość ograniczeń i zmian w życiu.

 

Ja się ślizgam.

 

 

 

 

 

Cierpliwość cnota, z którą mi było nie po drodze.

Wszystko potrzebowałam mieć na już, na teraz. Skupienie na zadaniu istniało tylko wtedy, kiedy miałam silną motywację. Krótkodystansowiec o sobie myślałam jak zaczynałam biegać. A później przebiegłam całe 42 km i okazało się, że lubię długie dystanse. Ale to wcale nie znaczyło, że nabrałam cierpliwości czy też lepszej koncentracji.

Znaczącą poprawę zauważyłam u siebie po zmianie diety. Łatwiej mi było się koncentrować, kiedy zakończyłam przygodę z cukrem, ograniczyłam pszenicę i nabiał.

Kolejny etap to Hela i nasza przygoda z jej brakiem ciągłego snu nocnego. Praca nad poszukiwaniami odreagowywania, upuszczania emocji trwała. Spokorniałam. I kiedy wydawało mi się, że już jestem ostoją spokoju, uważności, koncentracji i cierpliwości życie zadecydowało inaczej.

Teraz cierpliwie czekam… na „diagnozę” .

 

Jak jest u Ciebie? Jesteś spokojna i cierpliwa? Czy się pieklisz, ponaglasz, poganiasz albo wyręczasz bo tak będzie szybciej?

Jaka jest Twoja cierpliwość czy uważność?

 

Wiesz jak wyglądają statystyki? Ile rodzin „przeżywa” próbę chwili? U mnie podobno 90% związków kończy się rozwodem.

Dlaczego? Każdy z nas inaczej przeżywa ten czas żałoby. Inaczej ja, jako kobieta i matka i inaczej Daniel, jako tata. U Was pewnie było albo jest podobnie.

Nie chcę być ułamkiem w tej statystyce. Tak dużo robiłam przez ostatnie lata, żeby nas scalać. Żeby zgrać nasz rodzinny zespół. Przez ostatnie 1,5 roku spotykaliśmy się praktycznie, co niedziela na spotkaniach rodzinnych żeby wspierać się, dbać o sprawy dla nas ważne. To wszystko, na co nie ma czasu w tygodniu.

Ten czas żałoby jest specyficzny.

Widzę jak każdy z nas go inaczej przechodzi. Jesteśmy inni ale liczymy się ze swoim zdaniem, słuchamy siebie i swoich potrzeb.

Szanujemy siebie. Mamy świadomość swoich słabych stron i tego, co niesie ze sobą utknięcie w roli Ofiary

(nic mi się nie chce, nie dam rady, jestem bezsilna, potrzebuję pomocy, nie wiem jak to zrobić – poddaję się, tak mi smutno tak mi źle, jestem ta gorsza matka, ta niekompetentna, bo nie radzę sobie ze swoim dzieckiem, nie mam znajomych, mąż mnie nie kocha, rodzina nas nie akceptuje, koleżanki nie rozumieją).

Lub kata (zostaw to ja to zrobię lepiej, nie umiesz tego załatwić, mówiłam Ci już o tym, ile razy mam Ci powtarzać)

Obie role są fatalne. Czytałam dużo na temat trójkąta Karpmana i absolutnie nie chce być w nim.

 

Król zamieszania

 

Tak żartobliwie mówimy o Teo w domu.

Łatwiej nam się rozmawia z czterolatką jak dajemy więcej swobody i uśmiechu.

Pojawił się, namieszał nam wszystkim i „odleciał”- tak mówi Hela.

Moglibyśmy się skupić na 2 dniach majowych i w nie włożyć całą naszą energię, ale ni jak się one mają do całych 10 miesięcy wspólnych. Teo dał nam niesamowitą lekcję radości. Przez 10 miesięcy uśmiech nie schodził mu z twarzy.

Chcę się skupić na tym, ile dobrego wniósł w życie całej naszej rodziny. O tych chwilach pamiętać i te przywoływać najczęściej.

Ogrom szczęścia i beztroski. Te uśmiechy i rechoty. Apetyt na życie i wszystko, co podaliśmy na stół. Każdy smak go ciekawił. Wszystkiego chciał próbować, dotykać. Możliwość patrzenia na Teo przy jedzeniu to była czysta przyjemność. Obserwowanie jego gestów, ciała, dawało nam tyle radości i wzajemnej satysfakcji. Ten codzienny błysk w oku i motywacja do działania.

Jestem bardzo wdzięczna za jego dar życia.

Za to, jaki był, do jakich decyzji nas zbliżył, czego próbował nauczyć, co pokazać.

Każdy dzień rozpoczynał od uśmiechu i nawoływania nas. W ostatnich tygodniach zaczynał nawet pokrzykiwać „mamamama”. Ta radość, kiedy Hela wchodziła go obudzić z jego ulubiona zabawką. Ona to robiła chętnie a on totalnie nie wiedział, że za chwilę będzie dzielił łóżko ze starszą siostrą. Ona na leżąco a on na stojąco w łóżeczku nawoływali, „mama, choć, zobacz”. A później razem wędrowali na parapet w pokoju bo Teo uwielbiał po spaniu patrzeć przez okno albo przeszukiwać szafki w kuchni. Buszowanie w pokoju siostry i gryzienie lalek też było. Siedział na rękach pokazywał, co chce widzieć, co zwiedzić, gdzie zajrzeć, gdzie iść. Z Danielem baraszkował w salonie. Jak już zaczął pełzać a później czworakować upodobał sobie miejsca gdzie tata odstawiał laptopa. I pomimo ustawiania barykad zawsze trafiał tam gdzie chciał patrz klawiatura wydająca dźwiękiJ. 10 maja zaczął na dobre raczkować po całym domu a 17 maja, w czwartek, pokazał pierwszy raz jak przesuwa krzesło Heli na stojąco i odważył się na pierwsze samodzielne kroki.

Jak chyba większość dzieci to Tea też zafascynowała pralka – zawsze rano zaglądał do łazienki. Pełzał, wychylał się zza drzwi i lukał a jak widział, że zbliżamy się to zaczynał uciekać. Przychodził się przytulać, kładł główkę na kolanach, żeby go głaskać , tulić, miziać i całować. Przychodził pod drzwi pokoju, w którym pracowałam słyszał głos i wołał po swojemu.

Te jego poszukujące, spokojne oczka i miękkie usteczka. Jędrne  i sprężyste ciałko, które kiedy było w ramionach podskakiwało w gotowości do zabawy. Takie zwarte ciałko, zyłki, ścięgna wszystko takie plastyczne. I dwa paluszki w buzi jak wychodziliśmy z łazienki i szliśmy spać. Sama przyjemność nucenia mu do uszka.

Majówkę spędziliśmy wszyscy razem, rodzinnie w jednym domku bo na co dzień daleko mieszkamy od naszych bliskich. Pierwsza tak długa wycieczka, zgrywanie się całej rodziny, bo każdy na innym etapie i z innymi potrzebami. Mimo wszystko spędziliśmy ze sobą czas na spacerach i wspólnych zabawach na trawie. Na tarasie w Bieszczadach tak się bawił kubkiem z wodą, że postanowiliśmy ruszyć z nauką samodzielnego picia zaraz po powrocie. Taką frajdę miał. Oczywiście więcej wylewał niż pił ale ile zabawy przy tym miał.

Przeżyliśmy wspólnie pierwsze każde święta a filmy z okresu świątecznego będą najlepszą pamiątką.  Nasze wspólne rodzinne spotkanie w sobotę 19 maja na komunii u kuzynki gdzie poznał tyle nowych twarzy i zabaw. Jego raczkowanie po placu zabaw, jak dobrze, że wiosna była taka pogodna. Hela zdążyła go pozwozić ze zjeżdżalni. A spacer z trąbka w buzi do przedszkola po Helę i wspólna przygoda ze zgubionymi kluczami od domu z 17 maja (czwartek) to było przeżycie. Zmęczenie, moja frustracja bo kto daje dziecku klucze od domu do zabawy;-) i wewnętrzny spokój, że przecież mam takie mądre dzieci to i z pewnością klucze są w dobrych rękach (były w sklepie, w którym kupowaliśmy orzeszki). Po całej przygodzie poszliśmy na wspólne lody, Hela nas namówiła i dzięki jej za to.

To wszystko pielęgnuję w swojej pamięci i sercu.

Praktykowanie wdzięczności pozwala mi bardziej dostrzegać to ile dobrego dzieje się w ciągu dnia u nas. Mówienie na głos tych dobrych rzeczy ułatwia mi koncentrację na tym, co ważne dla mnie. A przy okazji Hela słyszy jak ważni dla siebie jesteśmy, jak dużo dobrych rzeczy dzieje się u nas, nawet tych prostych, prozaicznych. Ja je widzę, mówię o nich, bo są dla mnie ważne.

Ona też potrafi znaleźć coś dobrego w mijającym dniu.

Samoregulacja a moje działanie

Jak zastanawiałam się, o co mi tak naprawdę chodzi w pracy z dziećmi i młodzieżą, czego tak naprawdę szukam to widziałam siebie właśnie, jako detektywa, który z lupą śledzi przyczyny „trudnych zachowań”, jęków, stęków i „ojojań” dzieci.

Płaczy w wózku na spacerze,

Lamentów w foteliku samochodowym,

Załamania świata zaraz po odłożenia do łóżeczka.

Wielkich łez u mamy na rękach,

Bicia po twarzach i kopania,

Wykrzywiania ciała jak siadają do jedzenia.

Spazmów, wybuchów złości i frustracji.

Rzucania się na podłogę i protestów na etapie wieczornej czy porannej łazienki.

Odmowy współpracy i strajków.

Zrzędzenia, marudzenia i nie jedzenia.

Wiecznych „much w nosie”.

 

Uwielbiam „patrzeć z lotu ptaka” na rozwój dzieci.

Osiągać większe cele w ich rozwoju.

 

Głęboko wnikać w przyczyny ich zachowań i reakcji. Bo wierzę, że „coś” więcej za takimi zachowaniami stoi.

 

O co im tak naprawdę chodzi?

To pytanie nieustannie mi towarzyszy. Jak dogania mnie słabszy czas to sama sobie też je zadaję;-)

„Słabszy czas”, czyli taki moment, kiedy widzę, że moje „baterie”/zasoby/energia jest już wyczerpana.

Co się wtedy dzieje, kiedy moje baterie są puste?

Jestem nerwowa, wściekła, krzyczę, złoszczę się czasami używam niecenzuralnych słów. A jeśli jestem skrajnie zmęczona zdarzyło mi się być agresywna w stosunku do siebie. I nie mam namyśli tutaj tylko agresji fizycznej, a raczej tą słowną. „Nawtykać” sobie, jaka to niedobrą jestem matka, żona, kobieta, córka, siostra….

 

Masz tak lub podobnie?

Jak obserwuję mamy, widzę, że nie jestem w takiej reakcji osamotniona.

Moje zachowania a zachowania dzieci są takie same. Jedyną różnicą, mam wrażenie, może być nasz wiek.

Żeby przestać się tak zachowywać w stosunku do siebie zaczęłam badać moje potrzeby. Jakie one są? Czego tak naprawdę mi brakuje?

Czy coś mnie boli? Czy jestem wyspana, wypoczęta? Czy jestem najedzona? A kiedy ostatnio coś konkretnego (ciepłego, kalorycznego, wartościowego/odżywczego) jadłam? Czy moje ciało jest pospinane, napięte? Czy słucham tego, co mi mówi moje ciało? (lejący się katar, słaba koncentracja na zadaniu, płytki oddech, ból w karku itd.)

 

Tak samo dbam o tę sferę biologii u dzieci.

Ona dla mnie jest podstawą.

Jeżeli mam w sobie to podejście łatwiej mi zaopiekować nim dzieci.

 

Rozmyślałam jak ja ładuję swoje baterie?

Co jest moją pasją?

Ile razy w tygodniu oddaję się temu zajęciu?

Czy jem regularnie?

Co potrzebuję zjeść, żeby nie podjadać?

Co mnie napełnia na dłużej?

Ile spałam dzisiaj?

Jaki był mój sen? i nie chodzi mi tutaj o to czy Ci się coś śniło;-)

Czy budziłam się, bo dzieci się budziły?

Czy coś mnie boli, coś mi dokucza?

Czy na etapie złości łapię za coś słodkiego, żeby się zrelaksować?

Spójrz na kwestionariusz, który dołączam do tego wpisu. Znajdziesz go tutaj. To formularz, który znalazłam w pewnym kursie, w którym brałam udział (o nim pisze poniżej) Pomógł mi nauczyć się obserwować moje ciało. Wynik z tego kwestionariusza otworzył mi oczy na to jak każde ciało może inaczej sobie radzić.

 

Wszystkie te sygnały płyną z ciała. Części z nich nie zauważamy, bagatelizujemy je. Albo czujemy, że jest „coś” na rzeczy, ale lekarz, do którego idziemy nie widzi problemu.

Ja tak miałam. Czułam, że wyniki moich badań nie są najlepsze, ale wg lekarza mieszcze się w „normie” a na uciążliwe, codzienne objawy nie może mi nic dać.

Kiedy robiłam pierwszy raz ten kwestionariusz mój wynik osiągnął 120.  Objawy nie dawały mi spokoju. Z natury jestem dociekliwa; -) Szukam wiedzy. W książkach, na szkoleniach lub w sieci.

 

Polecam Twojej uwadze:

Dla wszystkich:

Eline Snel „Uważność i spokój Żabki”

Joanna Berent i Aneta Ryfczyńska „Przyjaciele Żyrafy”

Grażyna Kmita „Od zaciekawienia do zaangażownia. O rozwoju samoregulacji w interakcjach z rodzicami niemowląt urodzonych skrajnie wcześnie, przedwcześnie i o czasie”

Elaine Aron „Wysoko wrażliwe dziecko”

Grupa „Mam uważność” Anny Kuszewskiej-Sprawka”

dr Stuarta Shankera „Self-reg. “Jak pomóc dziecku (i sobie) nie dać się stresowi i żyć pełnią możliwości”

Kurs: Zdrowa tarczyca z Ajurwedą Marii Nowak-Szabat. Szczególnie, dla mam. Maria zwróciła mi w tym kursie uwagę na regenerację nadnerczy (przeciążonych stresem) przez aktywizację układu przywspółczulnego (układ ten odpowiada za odpoczynek organizmu i poprawę trawienia).

Dlaczego?

Bo okazuje się, że świat, w którym żyjemy, nasze zachowania i wybory zmierzają w kierunku nieustannego pobudzania tego układu.

 

A przecież ważny jest balans pobudzanie i hamowanie.

 

Tak jak ważny jest rytm dzień i noc. Czas aktywny i spokojny.

Jakbym miała to obrazowo ująć to wyobraź sobie stary zegar z wahadłem. Kiedy wahadło wychyla się najmocniej jak potrafi na jedną stronę dociera do najwyższego stopnia pobudzenia wtedy ciało dostaje sygnał do walki lub ucieczki jak jest na drugim końcu wahadło hamuje i odpoczywa, regeneruje się. Poszczególne etapy ruchu wahadła:

*nadmierne pobudzenie,

*spokój, koncentracja i ważność,

*zbyt niskie pobudzenie,

*senność,

*sen

 

Nie chcę działać na skrajnościach.

Chcę potrafić poruszać się pomiędzy tymi odchyleniami wahadła.

 

Dla kobiet w ciąży:

Tomasz Dangel: „Żywienie niskowęglowodanowe i suplementacja w ciąży”

 

Dla mam z małymi dziećmi:

Stefania Korżawska „Wybrałam zdrowie dla dziecka”

Bożena Żak-Cyran „Odżywiaj dziecko w zgodzie z naturą”

 

Dla mam z dziećmi z deficytami rozwojowymi:

Dr Natasha Campbell-McBride „Zespół psychologiczno-jelitowy GAPS

Rosmary Kessick „Autyzm i dieta. O czym warto wiedzieć”

 

 

Co ja robię dla swojej samoregulacji?

Czyli jak pracuję nad równowagą czterech fundamentów: ciała, serca, duszy i umysłu.

 

Coś dla ciała

Biegam (podglądaj mnie na fb właśnie trwają przygotowania do półmaratonu wrześniowego, startuję w nim z zespołem Pracowni PoliSensor i Czarkiem, młodym mężczyzną z autyzmem)

Spaceruję wcześnie rano,

Gotuję,

Jeżdżę na rowerze,

 

Coś dla serca.

Spotykam się z rodziną i przyjaciółmi,

 

Coś dla duszy

Gapię się na las/park/niebo codziennie, choć przez 15 min.

Ćwiczę wdzięczność, na co dzień

Słucham muzyki

 

Coś dla umysłu

Czytam książki, bo je uwielbiam

Uczę się nowych rzeczy.

 

Dla dzieci: „7 nawyków szczęśliwego dziecka” Sean Covey

Dla dorosłych: „7 nawyków szczęśliwej rodziny” Stephen R. Covey

 

Poniżej pokażę Ci jak reagują na przeciążenie stresem, nadmiarem wrażeń dzieci i dorośli.

U maluszków widać to w zachowaniu: drażliwość, hałaśliwość, szybkie przechodzenie do intensywnego płaczu, nie uspokajanie się przez ssanie, słuchanie rodzica, zabawę zabawką; trudność z czekaniem na jedzenie, zabawkę, duża ilość jęczenia, marudzenia, lamentowania, płaczu; przygotowywanie na zmianę z dużym wyprzedzeniem; wymaganie stałego towarzystwa osób dorosłych; nagłe wybuchy złości; czas uspokajania dziecka w ciągu dnia, który przekracza 30 min.

 

A u nas rodziców, kiedy się pojawia: mówimy do siebie, jacy jesteśmy, wstrętni, źli, niedobrzy, jak beznadziejnie się zachowaliśmy; krzyczymy, jesteśmy pobudzeni, płaczliwi, niecierpliwi, czasami agresywni w stosunku do siebie a czasami do innych bliskich osób. Nie umiemy się uspokoić, wyciszyć, narzekamy, krytykujemy, czepiamy się o wszystko i wszystkich.

 

Samoregulacja tak jak uważność, życie z dziećmi czy prowadzenie swojej firmy jest pracą własna nad sobą. To praca nad własnym umysłem i poszukiwanie spokoju. Przyjrzenie się temu, co na mnie wpływa, że ja tak reaguję? Jak mogę sobie pomóc? Co uspokoi moje emocje, umysł i ciało?

 

Na mnie działa taka dyskusja:

*kocham moje dziecko i dbam o jego rozwój,

*wszystko, co robię robię z miłością dla niego i w trosce o całą naszą rodzinę,

*dbam o swoje potrzeby i każdego innego członka mojej rodziny,

*jestem tak samo ważna w naszym zespole jak dzieci i mąż,

*to, że myślę o sobie i dbam o swoje zdrowie jest w trosce o dobre pełnienie roli mamy i żony,

*to, że wymagam od dziecka jest zachęceniem go do rozwoju, chcę być dla niego wsparciem w tej drodze,

*moje dziecko jest odrębnym człowiekiem, ma prawo myśleć i robić inaczej niż ja. Jestem mu potrzebna, żeby pokierować jego rozwojem. Mam więcej doświadczenia i wiem, co na poszczególnych etapach jego rozwoju jest mu niezbędne,

* nie ma nic złego w tym, że moje dziecko zmaga się z nauką nowych umiejętności i czuje się przy tym złe i sfrustrowane (nauka jazdy na rowerze czy kazda inna umiejętność też wymaga dużej ilości prób i błędów, tak będzie jeszcze wiele razy w jego życiu)
* chcę, aby ciało i mózg mojego dziecka otrzymały wystarczającą ilość „pożywienia’ jakim jest dobrej jakości jedzenie i sen

*jako mama również potrzebuję zadbać o swoje jedzenie i wypoczynek aby być uważną, wrażliwą i dobrą mamą w ciągu dnia oraz aby mieć siłę dbać o pełną rodzinę,
*wkładam cały wysiłek w to, aby moje dziecko miało uregulowany czas w ciągu dnia na swoje aktywności i aby czuło spokój, zadowolenie i przekonanie, że może liczyć na moje wsparcie (bez wyręczania )

 

Wracam do niej tak często jak potrzebuje. A szczególnie w tych wymagających chwilach.

 

Jeśli przychodzi Ci cos do głowy co moglabym dodać do tej „mantry“daj znać. Napisz do mnie.

Z checią uzupełnię listę aby posłużyła nam wszystkim jak najlepiej.

Moje naładowane baterie = naładowane baterie u dziecka.